Z niecierpliwością czekałem na początek listopada. Poprzedzające miesiące
(a szczególnie sierpień i wrzesień) nie przynosiły zbyt dobrych wieści o sytuacji w Egipcie.
Zamieszki miały miejsce głównie w Kairze, Aleksandrii i w okolicach Kanału Sueskiego, ale i tak wpłynęło to na ruch turystyczny. Sporo krajów czasowo odwołało loty, choć w kurortach nad Morzem Czerwonym turystów nie brakowało, a ci powracający z wyjazdów opisywali sytuację jako całkowicie spokojną. Sporo rozmawiałem poprzez Skype z naszym egipskim przewodnikiem i opiekunem, na bieżąco opisywał mi sytuację i od października zdecydowanie zachęcał do podtrzymania pierwotnych planów związanych z listopadowym poppingiem i jiggingiem.
Nasza łódź baza
Miał całkowitą rację. Samolot do Marsa Alam był wypełniony do ostatniego miejsca, mieliśmy kłopot z miejscami powrotnymi (brak) i w końcu musieliśmy wracać z lotem Hurgady poprzez Kair i Frankfurt. Ale warto było. Pogoda była rewelacyjna. Wiatr nie dokuczał, woda cieplutka, ryby dopisały, kucharz na statku-bazie tradycyjnie przechodził sam siebie, a codzienne świeżutkie sashimi na stałe wpisało się do naszego wieczornego menu 🙂
Łowienie było wyśmienite, choć wymagało nie lada wysiłku.
Codziennie ok. 7-8 godzin (odliczam czas na przemieszczanie się między miejscówkami) spinningowaliśmy lub jiggowaliśmy stosunkowo ciężkim sprzętem. Taka „czerwonomorska” siłownia 🙂 Jeśli technika jest poprawna, to spokojnie można wytrzymać. Przewodnik na bieżąco korygował nasze błędy, pouczał i motywował. Tak naprawdę to tylko pierwszego dnia odczuwałem zmęczenie, ale wyholowane ryby szybciutko „odświeżały” zapas sił.
Inne mięśnie pracują podczas spinningowania-popperowania, inne podczas łowienia na pilkery w pionie (vertical jigging).
Generalnie w morzu było wyjątkowo dużo drobnicy, często spotykaliśmy żerujące stada małych bonito, które było łatwo namierzyć z powodu setek atakujących z góry ptaków. Czasami przemieszczająca się żerująca „plama” miała kilkadziesiąt metrów średnicy, woda dosłownie wrzała (mam to na filmie), ale niestety nie były to ogromne tuńczyki żółtopłetwe, które z powodzeniem łowiliśmy w kwietniu, tylko niewielkie bonito. Widok niezapomniany.
Złowiłem kilkanaście GT, z czego dwa o wadze ok. trzydziestu kg , czyli z „trójką” z przodu.
GT z trójką z przodu
Padło sporo tuńczyków zębatych, barakud, karanksów niebiesko-płetwych.
Sporo ryb połowiliśmy na pilkery, w tym piękne graniki, także z gatunku księżycowatych (pyszna zupa).
Pierwszego dnia złowiłem na pilkera ponad dwudziestokilogramowego wahoo !
Ponad 20-kg wahoo na pilkera !!!
Piękna, niesamowicie szybka (najszybsza ryba z Morza Czerwonego) i waleczna ryba.
Tradycyjnie sporo brań na poppery i stickbaitsy pozostało niezaciętych, ale i tak połowiliśmy wyśmienicie. Kilka holowanych ryb zostało brutalnie zaatakowanych przez rekiny i z chirurgiczną precyzją skróconych o połowę lub więcej . . .
Mieliśmy ciekawą sytuację podczas łowienia tuńczyków zębatych Dogtooth Tuna na pilkery.
Opuszczamy pilkery na jakieś 70 metrów we trzech na jednej burcie. Pierwszy zacina przewodnik stojący na dziobie, chwilę potem Marek na środku łodzi i na końcu zacinam rybę ja na rufie. Przewodnik wyciąga tuńczyka ok. 5-6 kg, Marek holuje zębatego, ale ok 20 m pod powierzchnią ma atak rekina i wyciąga 1/3 tuńczyka. Chłopaki śmieją się i poganiają mnie, abym się spieszył i zdążył przed atakiem rekina. Niestety, kilkanaście metrów od łodzi rekin w całości połyka mojego tuńczyka, razem z pilkerem 🙂 Wiadomo, że nienaturalne ruchy walczącej ryby prowokują większe drapieżniki do ataku. Może następnym razem będę miał więcej szczęścia i zahaczę rekina. Nie mam jeszcze tego gatunku na rozkładzie.
Będę musiał na to poczekać do wiosny. Jest za to czas na uzupełnienie sprzętu. Trochę przynęt zawsze tracimy ma rafach lub odpływają z rybami, które okazały się sprytniejsze/silniejsze od nas. Na szczęście coraz więcej sprzętu można kupić w rozsądnej cenie u naszych importerów. Ostatnio zakupiłem zestaw stickbaitsów Kamatsu Vibbra, które spisują się rewelacyjnie i w niczym nie ustępują japońskim (czterokrotnie droższym) odpowiednikom. Bardzo dobrze spisały się szczypce z tej samej firmy, do rozginania mocnych kółek łącznikowych, a przyrząd do samodzielnego przewijania plecionki okazał się wprost nieoceniony. Czekam na kolejne zapowiedziane nowości sprzętowe przydatne podczas łowienia w słonych wodach tropikalnych, także na wędki do poppingu i jiggingu, które już testowałem (wzorniki), a teraz maja pojawić się w ofercie.
Hol dużego GT na stickbaitsa
hol GT przy zachodzie słońca
Jadowita ryba ostrożnie trzymana przez przewodnika
Jadowita ryba w pełnej krasie. Palce z daleka . . .
Jadowita ryba
Kawałek rafy koralowej na pilkera
Kolacja pycha !!!
Kucharz przechodził sam siebie . . .
Marek tez zaliczył GT
Messa i barek kawowy
Miłośników kite też nie brakowało
Młody pomocnik z egipską wędką
moment podbierania GT
Nasz kucharz też łowi
Nocnych przygód było sporo . . .
Obiad kilkudaniowy
Osada rybacka
Pierwszy duży GT na stickbaita
Piękna ryba księżycowa na egipską wędkę
Piękny granik na pilkera
Przepiękny granik na trola
Rambo gotowy do akcji trollingowej
Rybka lubi pływać
Sashimi było na stałe w karcie dań
Skalisty brzeg morza
Szybka łódź dwusilnikowa. Podstawa do poppingu rafowego
Ten GT połakomił sie na japońskiego GUNZ-a
Trzydziestak na Guntza
Woda wrze. Bonito atakują jak w amoku . . .
Wypasione statki z ekipami nurków
Wyspa o kształcie krokodyla
Z naszym przewodnikiem Ahmedem
Egyptian Konger Team
Listopadowa „Siłownia” na Morzu Czerwonym
sty
13