Generalnie w tym sezonie zima nas raczej oszczędziła, ale wiadomo, że w Egipcie możemy liczyć na temperaturę co najmniej 20-25 stopni Celsjusza wyższą. Tak też było w połowie lutego, kiedy nasza „siódemka” wylądowała na lotnisku w Marsa Alam. Zapakowaliśmy się do busa podstawionego przez naszego przewodnika i dojechaliśmy do portu w Hamacie, ok. 150 km. na południe od lotniska.
Sporo czasu zajęło nam szykowanie sprzętu. Każdy miał co najmniej 2 wędki do uzbrojenia, niektórzy jeszcze nawijali nowe plecionki. Tu pomocna okazała się nawijarka do plecionki, dzięki której w mgnieniu oka można było samodzielnie bardzo ściśle nawinąć 300 – 400 metrów linki. Pieczołowicie szykowaliśmy sprawdzone węzły „bimini twist”, potem było wiązanie przyponów z fluorocarbonu, montaż krętlików, kółeczek, zbrojenie popperów i stickbaitsów. Każdy z nas otrzymał zestaw woblerów Salmo i to one dla wielu stanowiły podstawę przynęt w polowaniu na morskie drapieżniki.
Nowa kolorystyka Salmo bardzo odpowiadała rybkom, przynęty udanie rywalizowały ze sprawdzonymi wzorami stickbaitsów innych firm. Czasami przy silniejszym wietrze, z uwagi na masę przynęt, ciężko było dorzucić pod samą rafę, natomiast rybom to nie przeszkadzało. Brań było dużo, a najbardziej pożądaną przynętą okazał się największy model Salmo Sweeper. Czekamy na obiecane większe modele, gdyż przy naszym pancernym sprzęcie wielkość/waga przynęt ma znaczenie.
Ja większość czasu łowiłem na poppery i miało to odzwierciedlenie w ilości brań kultowych GT, które na Morzu Czerwonym bardziej preferują takie właśnie „głośne” przynęty. Największy wyholowany GT miał ok. 25 kg, ale było też sporo trochę mniejszych. Miałem branie prawdziwego kolosa na poppera Dumbbell. Branie przypominało wybuch bomby głębinowej. Popper został brutalnie zassany, zaciąłem „w tempo” , rozpocząłem hol. Ogromny GT pomimo hamulca Stelli dokręconego na „beton” odjechał na dobre 150 metrów. Przewodnik oczywiście natychmiast po braniu zaczął oddalać się łodzią od zdradliwej rafy, ale niestety GT był sprytniejszy, poszedł w dno i przeciął na jakiejś podwodnej przeszkodzie plecionkę 110 Lbs ! Kolejna lekcja pokory 🙁 Następny GT, nazwany przez przewodnika „Nubijskim GT” (z uwagi na bardzo ciemne ubarwienie) też chciał być sprytny. Poszedł w dno. Na naprężonej plecionce długo czułem, jak coś szoruje o podwodną rafę. Na szczęście było to na odcinku przyponu fluorocarbonowego, który został niemiłosiernie zmasakrowany (wyglądał, jak choinka), ale wytrzymał. Tu widać jakość japońskich przyponów VARIVAS. Nie są tanie, ale z pewnością są bardzo wytrzymałe. Polecam.
Koledzy też nie próżnowali. Paweł łowił jak w transie. Zaliczył sporo GT, jeden „wyrwał go z butów”. Jego piękne wahoo zostało skonsumowane przez naszą ekipę w postaci sashimi i tatara 🙂 Waldek zaliczył m.in. pięknego tuńczyka Dodtooth tuna , dobre 20 kg. Rybka też trafiła do naszej kuchni, gdzie wspólnymi siłami sporządziliśmy pysznego tatara z tuńczyka z czerwona cebulką i majonezem . Rewelka ! Henio taż zaliczył kilka gatunków ryb, w tym GT. Dzielniespinningował przez cały wyjazd, a wieczorami testował łowienie na filety. Piotrek od początku wiernie biczował wodę różnymi przynętami Salmo i miał znakomite efekty. Połowił sporo GT, karanksy niebieskopłetwe, barakudy, red snappery, Rainbow runnera, belonowate monstrum i inne drapieżniki. Z niecierpliwością czekamy na filmy, które kręcił podczas holów ryb. Będzie co oglądać i wspominać . . . Maciek testował poppery i woblery, miał efekty na oba rodzaje przynęt. Podczas nocnego łowienia na filety zaliczył monstrualną murenę. Może lepiej, że sama odgryzła przypon i nie trzeba było jej odhaczać 🙂 Mariusz też poczuł siłę ryb tropikalnych na wędce, w tym ładnego karanksa niebieskopłetwego.
Niestety pogoda nie była dla nas zbyt łaskawa. Pierwsze 3 dni było super, czasami prawie bezwietrznie, natomiast od czwartego dnia ochłodziło się, zaczęło mocno wiać i nie mogliśmy swobodnie zaliczać bardziej oddalonych miejscówek. Ryby współpracowały, brania były, ale komfort łowienia podczas silnego wiatru pozostawiał wiele do życzenia. Planując wyjazd pół roku wcześniej możemy zadbać o optymalny termin względem faz księżyca, czy wielkości pływów, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć siły wiatru 🙁 . Na pocieszenie Henio opowiedział o wyjeździe do Norwegii, gdzie z planowanych ośmiu dni łowienia z powodu sztormu łowili zaledwie pól dnia . . .
Łódź baza była dość wygodna, sporo miejsca w messie i na pokładzie zewnętrznym. Kabiny dwuosobowe, każda z łazienką. Kucharz codziennie zbierał pochwały, głównie za pyszne zupy, ciekawie przyrządzane dania rybne/ryby pieczone w całości , smakowite sałatki i bardzo dobre jarzynki m. in. z bakłażanem. Jeśli dodamy do tego codzienne wieczorne rarytasy w postaci świeżutkiego sashimi czy tatara rybnego oraz świetną atmosferę towarzyszącą nam każdego dnia, to naprawdę chce się tu wracać, aby spędzić kolejny taki tydzień gdzieś na środku Morza Czerwonego.
Zimowe Safari
mar
16