Kolejny nieznany kierunek. Ale czy tak do końca nieznany ? Przerabiałem już z moją najmłodszą córką „Pingwiny z Madagaskaru”, kolejne wersje filmów animowanych „Madagaskar”, nawet lemury z Madagaskaru…..
Ale ryb z Madagaskaru jeszcze nie było i pod koniec września w pięcioosobowym silnym składzie po 24-godzinnej podróży przez Paryż i Reunion zameldowaliśmy się w kurorcie na malowniczej, powulkanicznej wyspie Nosy Be. Tam już czekał na nas francuski przewodnik Alain, który prowadzi profesjonalną bazę wędkarską na archipelagu MITSIO odległym o ok. 2,5 godziny płynięcia łodzią motorową z Nosy Be. Podróż po Oceanie minęła szybko, potem powitanie w ośrodku, pyszne drinki na bazie rumu i owoców tropikalnych, zakwaterowanie w stylowych bungalowach, kolacja z obowiązkowymi daniami z owoców morza i pyszna zupą rybną, szykowanie sprzętu – w tym czasochłonne wiązanie przyponów, szykowanie „assist hook „ –ów do jiggowania, dobieranie przynęt. Każdy z nas ma po kilkadziesiąt popperów, stickbaitsów, jigów i wcale nie jest łatwo….
Rano po śniadaniu odprawa przy mapie archipelagu, ostatnie zakupy w doskonale zaopatrzonym sklepiku wędkarskim (mają wszystko, co potrzeba !!!, a ceny przyzwoite) i start na dwie łodzie. Na jednej jedzie specjalnie zatrudniony kamerzysta – fotograf, który ma udokumentować nasze poczynania. Przeważnie łowimy na poppery i stickbaitsy oraz na vertical jigging. Efekty niezłe, choć trochę musimy wczuć się w łowisko. To z kolei jest ogromne i bardzo zróżnicowane. Archipelag Mitsio składa się z 17 wysp i niezliczonej liczby wysepek/górek, gdzie potencjalnie przebywają morskie drapieżniki. Jest też sporo „blatów” o średniej głębokości 12-15 metrów wybrukowanych podwodnymi rafami. To doskonałe miejsca na kultowe GT i inne drapieżniki. Na poppery biorą różne gatunki ryb- poza GT łowimy snappery, graniki, zębate belono-podobne stwory i nawet rekiny. Te ostatnie demolują nasze przynęty, ale są waleczne i zazwyczaj po doholowaniu ich do łodzi (jak ją zobaczą) dostają „nowe życie”, dają kilkudziesięciometrowego susa w głąb Oceanu i walka zaczyna się od nowa. Dodatkowa „atrakcja” polega na wyciągnięciu ich na pokład, chwilowemu ogłuszeniu i zrobieniu kilku zdjęć, aby po chwili wypuścić je do naturalnego środowiska. Czasami przewodnicy zbroją jedną lub dwie wędki „na mięcho”, a wtedy efekty są natychmiastowe. My oczywiście preferujemy łowienie na sztuczne przynęty i na nich się skupiamy, ale przewodnicy za wszelka cenę „chcą nam dogodzić” i co pewien czas uszczęśliwiają nas tego typu łowieniem. W tej metodzie najlepiej sprawdził się Daniel. Jego hasło „Jak FISH, to ja” stało się wręcz kultowe i ochoczo zmagał się z wszelkimi drapieżnikami. Między innymi wyholował pięknego rekina, którego przewodnik ocenił na 60 kg. Mój największy rekin na Dumbbella miał ok. 20 kg, ale chwała mu za to, że wziął z powierzchni, a potem jeszcze dał się jeszcze sfotografować. Bardzo dobre efekty mieliśmy na pilkery. Metoda vertical jogging w różnych jej modyfikacjach przyniosła efekty. Niektóre miejsca obfitowały w graniki, snappery, mangrowcowe karanksy, barakudy, makrele królewskie i tuńczyki Dogtooth. Potraciliśmy sporo przynęt w paszczach najeżonych ostrymi zębami oceanicznych drapieżników , a kilkukrotnie nasze wyjątkowo mocne ( 260 Lbs) kevlarowe przypony do haków jiggowych były przegryzane jak nitki. Nie do wiary, ale tak było. Często nawet nie czuliśmy ataku ryby. Po prostu wyciągaliśmy gołego pilkera, bez uzbrojenia….. Chirurgiczne cięcie i po temacie….. Jednoznacznie stwierdziliśmy, że wody wokół archipelagu Mitsio są niezwykle rybne. W naszej grupie za sprawą Witka na pilkera padł rekin o wadze ok. 150 kg (przewodnik odciął przypon przy łodzi, nie odważył się na wciąganie rybska na pokład),a Jarek złowił pięknego tuńczyka zębatego ok. 65 kg oraz monstrualne GT o wadze ok. 40 kg. Każdy z nas zaliczył sporo ryb, sporo brań, sporo ataków i sporo „obcinek” .
Czasami podczas przemieszczania się między zaznaczonymi łowiskami puszczaliśmy kilka przynęt w trollingu. Mieliśmy dwa ataki żaglicy, z czego jeden zakończony sukcesem oraz emocjonującym holem (znowu Daniel) i pięknymi zdjęciami ponad 30-kilogramowej ryby. Trafiały się także inne gatunki, ale dla nas , „SKAZANYCH NA POPPING” najbardziej pożądane były ryby łowione na poppery i sticki.
Według przewodnika wrzesień to nie jest najlepszy okres na tę metodę i choć sezon wędkarski na Madagaskarze trwa cały rok, Alain dla spinningistów poleca okres od listopada do maja. Wtedy jest trochę cieplej ( 32-33 stopnie zamiast 28, które mieliśmy we wrześniu), nocą potrafią padać deszcze tropikalne, ryby wychodzą na płycizny i duże drapieżniki są aktywniejsze.
Łowiliśmy przez 6 dni, codziennie odwiedzaliśmy inne miejsca, nie było zbyt długich odległości między miejscówkami, więc 9-10 godzin dziennego łowienia nieźle nas sponiewierało. Dobrze, że każdego wieczoru czekała na nas super baza z dobra kuchnią, doskonale zaopatrzonym barem (markowe drinki w cenie pobytu 🙂 ) i wygodnymi bungalowami. Kamerzysta TINO pokazywał nam materiały do filmu podsumowującego nasz wyjazd, a my wymienialiśmy się spostrzeżeniami z każdego dnia połowów.
Jak to zazwyczaj bywa, wszystko, co dobre szybko się kończy, więc siódmego dnia zostaliśmy odtransportowani do Nosy Be, tam spędziliśmy pożegnalny wieczór i następnego dnia udaliśmy się w ponad 24-godzinna podróż powrotną.
Każdy z nas chce wrócić na Madagaskar. Piękna okolica, spokój, są ryby, jest dobra baza wędkarska z profesjonalnymi przewodnikami. Mamy plany na listopad 2016. Będzie zabawa. Będzie się działo…..
MADAGASKAR – Raj na Ziemi
paź
14