Tym razem czekało nas nie lada wyzwanie. Zamiast tradycyjnego 6-io dniowego Safari po Morzu Czerwonym zdecydowaliśmy się na dłuższą, 8-io dniową wyprawę.
Tydzień poza zasięgiem telefonów, całkowicie pochłonięci poppingiem, jigowaniem i (troszkę) trolingiem gdzieś na środku Morza Czerwonego.
Sprzętowo byliśmy przygotowani należycie, częściowo dotowarował nas przewodnik. Łowiliśmy głównie na spore poppery (powyżej 110 gram), a przy większej fali próbowaliśmy kusić ryby stickbaitsami, głównie model Kamatsu Glider Stick 92g i 132 g. Nie do końca trafiliśmy z korzystnymi warunkami pływów i faz księżyca, natomiast poza porankiem pierwszego i siódmego dnia, pogoda była świetna, mało wiatru, dobre warunki do poppingu. Ryby brały falami, ewidentnie lepsze brania były podczas przypływu i zaraz po nim.
Łowiliśmy głównie GT w przedziale 12-25 kg, karanksy niebieskopłetwe +/- 10 kg, barakudy. Padło sporo ponad metrowych barakud, a moja największa barakuda olbrzymia, złowiona na 150-g poppera Seven Seas miała prawie półtora metra długości i ważyła 21 kg. Branie było bardzo widowiskowe, naszemu przewodnikowi udało się je uwiecznić na filmie, łącznie z całym holem.
Większość brań była doskonale widoczna, ryby łapczywie atakowały nasze powierzchniowe przynęty. Jest to niewątpliwa zaleta tego typu łowienia, dla takich chwil chce się wracać w tropiki. Jak zwykle było kilka brań, po których ryby nie dawały nam najmniejszych szans. Rozgięte super mocne kotwice, przecięta na rafie plecionka – takie doświadczenia uczą nas pokory, a jednocześnie motywują do udoskonalania sprzętu, węzłów i techniki łowienia. Daniek i Mietek łowią swoje pierwsze ryby na popping. Pomimo wieloletnich doświadczeń przy innych metodach łowienia, zgodnie przyznają, że ataku i holu GT na poppera nie da się porównać z żadną inną rybą.
Łowimy także na pilkery metodą :vertical jigging. Głównie przynęty o wadze 150-200 gram, na głębokości od 45 do 90 metrów. Łowimy tuńczyki zębate, graniki, ryby księżycowe (pyszna na zupę).
Niektórzy z nas kilka wieczorów przeznaczają na łowienie ryb rafowych na filety rybne. Przednia zabawa, dużo brań, wcale nie takie łatwe zacinanie ryb, ale nikt się nie nudzi, gdyż ryby na to nie pozwalają. Kolorowy zawrót głowy – łowimy różne kolorowe i bardzo waleczne ryby.
Codziennie jemy świeże ryby i zupy rybne przygotowywane przez kucharza. Rewelacja. Samodzielnie przygotowujemy tatara lub sashimi z tuńczyka, czy karanksa niebieskopłetwego. Uczta dla podniebienia.
Wracamy z Morza Czerwonego bogatsi o kolejne doświadczenia. Mamy jeszcze dwa dni luzu, odwiedzamy kilka restauracji oraz dzięki uprzejmości naszego przewodnika zwiedzamy bardzo ciekawą miejscowość Elguna położoną ok. 20 km od Hurgady, która jest swojego rodzaju enklawą dla zamożnych ludzi. Jest co podziwiać, chce się tu wracać. Dobrze, że to tylko 4 godziny lotu z Polski.